Przed wizytą w Lizbonie wybraliśmy się na Cabo da Roca, najbardziej wysunięty na zachód punkt Europy. Przy okazji mogliśmy z okien autokaru podziwiać interesującą roślinność.
Na miejscu. Trochę tu wieje zwykle, ale tym razem było całkiem, całkiem.
O tym, że jest tu bardzo niebezpiecznie, można się było przekonać chociażby nieco tygodni po naszej wycieczce, gdy ktoś spadł w przepaść. Klif ma 144 metry.
Latarnia morska i jednocześnie punkt informacji turystycznej, gdzie za niemałą sumę można nabyć certyfikat dotarcia w to niezwykłe miejsce.
Naprawdę tu stromo.
Nasz pilot tłumaczył nam, że Belem jest odrębną jednostką administracyjną od Lizbony. Z tego, co wyczytałem w Wikipedii, było tak chyba tylko do 2012 roku. Mniejsza o to. Oto tutejsze Betlejem.
Pomnik Sacadura Cabrala i Gago Coutinho, upamiętniający pierwszy lot z Portugalii do Brazylii.
Słynna Wieża Belem.
Klasztor Hieronimitów. Ogromny. Trudno mi było, mając naprawdę bardzo ograniczony czas, znaleźć perspektywę do tego, by go ująć w całości. W tym miejscu podpisany został Traktat Lizboński. Dlaczego na zdjęciach stąd tyle nieba? A czyż jego kolor nie jest piękny. Taki kolor tylko w tym rejonie świata.
Fasada.
Grobowiec Luísa de Camõesa.
Dawno nie byłem w tak zatłoczonym kościele. Trzeba było się niemal przepychać, by zrobić zdjęcie.
Zamiast grobowca Vasco da Gamy, który wygląda podobnie do Camõesa, pokażę wam ten witraż.
Niemal biegiem ruszyłem później do położonego niedaleko Pałacu Belem, siedziby prezydenta.
Ale szybko trzeba było wracać, by uwiecznić główną atrakcję Belem - pomnik Odkrywców oraz jego okolice.
Mozaika przedstawiająca mapę i trasy portugalskich odkrywców świata.
Kościół de São Domingos, który ucierpiał mocno w pożarze w 1959 roku.
Kościół raczej nie przypadł mi do gustu, czas wyjść na zewnątrz.
Niezwykle efektowna Winda Santa Justa.
Spacerując dzielnicą Baixa, nie sposób oderwać wzroku od wspaniałych kamienic.
Na Praça do Comércio nad Tagiem jest naprawdę wspaniale.
W środku placu stoi słynny pomnik, jednak nie on przede wszystkim przykuwał moją uwagę.
A to jeszcze zbliżenie na łuk triumfalny, a w zasadzie jego najwyższą część.
Jest i słynny żółty tramwaj.
Tuż przed katedrą mieści się kościół św. Antoniego. Nie ma w nim w zasadzie nic ciekawego, poza polskim akcentem. Patron Lizbony cieszy się ogromnym kultem, ale prawdę mówiąc, gdy ten kościół jest pusty, ciężko to dostrzec.
A oto katedra, a przed nią zielony tramwaj turystyczny. W środku jest taki mrok, że nie zdecyduję się na opublikowanie żadnego zdjęcia z wewnątrz.
Witraż z malutkiego kościółka Nossa Senhora da Vitória. Idąc ulicami, czasami warto się rozejrzeć i wejść do mniej oczywistych miejsc.
Oglądając te zdjęcia, aż chce się wrócić do Lizbony. Przy okazji warto wspomnieć, że przy Rua Augusta znajduje się sklep, w którym można kupić wyłącznie... skarpety. We wszystkich rodzajach i kolorach. Nazywa się Pedemeia.
Plac Rossio - Praça Dom Pedro IV.
Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem ładniejszy budynek poczty.
Powoli czas żegnać stolicę Portugalii.
Na wieczór przyjechaliśmy do Fatimy. Nigdy wcześniej nie przyglądałem się temu miejscu na zdjęciach, nie interesowałem się zbytnio. Dziwne to miasteczko, gdzie są niemal same sklepy z dewocjonaliami i to z tym asortymentem made in China. Oczywiście można nie wchodzić do tych przybytków handlu, ale trudno ich nie zauważyć.
Na ogromnym placu powitał nas nie kto inny, jak pomnikowy Jan Paweł II.
Bazylika Matki Boskiej Różańcowej.
Krzyż o bardzo ciekawym kształcie stojący na środku placu.
Miejsce wiecznego ognia, gdzie składa się świece wotywne, a także stearynowe części symbolizujące chorobę. Można sobie różne rzeczy o tym pomyśleć, ale mało kto raczej nie zapali tu choćby jednej małej świeczki.
W środku kościoła Trójcy Przenajświętszej - czwartym co do wielkości kościele świata. Zrobił na mnie jak najgorsze wrażenie - betonowy bunkier bez minimalnych śladów czegoś unikalnego. No ale kubatura odpowiednia do liczby pielgrzymów. Te rysunki wcale nie są w toalecie, jakby ktoś pytał.
Droga pokuty - miejsce, w którym nawet największy ateista mógłby nabrać wątpliwości co do swojej duchowości.
Wspaniały księżyc.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie nabożeństwa różańcowego.
Sama procesja to również wielkie przeżycie.
Zdjęcia są dalekie od ideału, ale trudno jednocześnie uczestniczyć w procesji i pstrykać fotki.
Fragment muru berlińskiego.
Nic tylko pozazdrościć takiej podróży :)
OdpowiedzUsuńPięknie !