Malownicze wybrzeże Morza Liguryjskiego.
Na tym "Albatrosie" żadnej Beaty nie udało mi się wypatrzyć.
W Portovenere nie wysiadaliśmy niestety, a miasteczko wygląda wspaniale!
Malowniczo położony kościółek San Lorenzo z 1098 roku.
Skalisty fragment wybrzeża. Kolor wody - po prostu przepięknie lazurowy.
Pierwsza z Cinque Terre - Riomaggiore - widziana od strony morza.
Wygląda to wszystko niesamowicie, ale nie da się nie zauważyć, że mieszkańcy mają tu ciągle pod górę lub też z góry. Jak tu zaparkować auto na ręcznym?
Oratorio dell'Assunta - witraż.
Aby wspiąć się aż do kościoła św. Jana Chrzciciela, trzeba mieć dużo samozaparcia.
Przedstawienie życia codziennego mieszkańców okolic. Duży format.
Słynna Via dell'Amore.
Dowody miłości w postaci pamiątkowych kłódek można tu spotkać co krok.
Jest też trochę kłującej roślinności.

Tablica pamiątkowa z okazji 40-lecia wydania płyty "Abbey Road" The Beatles.
Do Cinque Terre można też dojechać pociągiem. Jedzie się głównie tunelami.
Głodna mewa jest w stanie zapozować do zdjęcia.
Dolce far niente, czyli słodkie nieróbstwo. Najpierw chciałem tę fotkę nieco wyprostować, ale tak ma ciekawą perspektywę...

Plażowanie w nieco ekstremalnych warunkach - i zresztą dla jednego z kąpiących się akurat skończyło się wizytą w szpitalu.
Dość dobry widok na drugą z Cinque Terre - Manarolę.
Jest tu jeszcze bardziej stromo niż w Riomaggiore.
Na górze mieści się kościół San Lorenzo z 1338 roku.
Obraz z ołtarza.
Co ciekawe, wieża zegarowa z dzwonnicą stoi w pewnym oddaleniu od samego kościółka.
Droga do kościoła... na skróty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spam i umieszczanie linków zabronione. Takie komentarze nie będą akceptowane.