W lutym 2009 roku miałem okazję wybrać się służbowo do Madrytu. Poza pracą udało mi się zobaczyć całkiem sporo, jak myślę i zaprezentuję tutaj parę fotek.
Pierwszy raz miałem okazję lecieć samolotem. Wrażenia - jak najgorsze - to znaczy nie boję się latać, ale problemy z różnicą ciśnień powodują, że po lądowaniu mam poważne kłopoty ze słuchem. Po powrocie do Polski przez 2 dni słyszałem tylko na jedno ucho.
Poranek następnego dnia. Tak się świetnie składało, że mieszkaliśmy w samym centrum stolicy Hiszpanii, choć w miejscu bardzo niereprezentacyjnym. W każdym razie w Google Maps jest cały street view tej ulicy. Jakiej - nie zdradzę :)
A oto imponująca siedziba firmy, do której się udałem.
Na mapie Google napisano, że to dzielnica Simancas.
Madryt nocą robi wrażenie. Tutaj chyba jesteśmy przy głównej ulicy zwanej... Gran Via.
W Madrycie na takie lub podobne krowy można się natknąć bardzo często.
Czyżby to jakiś obiekt religijny?
Hotel Metropolis. Chyba przy jednej Gran Via stoi więcej interesujących hoteli (z zewnątrz, bo w środku nie byłem) niż w całej Warszawie.
Idziemy dalej...
Łuk triumfalny na Calle de Alcala. Prezentuje się w nocy dużo bardziej monumentalnie niż w dzień.
Restauracja Los Jeronimos.
Pomnik bohaterów powstania 2 maja 1808 roku. Trudno zrobić było zdjęcie z uwagi na wysokie ogrodzenie.
Nieco bardziej demoniczna mućka.
Figurki ubrane w tradycyjne stroje nad jednym ze sklepów.
A to jeszcze raz siedziba Proteca w pełnym słońcu. W lutym, kiedy tam byliśmy, temperatura dochodziła do 20 stopni! Też chciałbym mieszkać w takim klimacie.
Spacer po okolicy cd.
Pierwszy raz grałem w bilard. Chyba pierwszy i ostatni. Udało mi się nawet bilę zrzucić ze stołu... Dla tych, którzy mnie nie znają, uprzedzam, że na zdjęciach oczywiście mnie nie ma :)
Uliczny grajek.
A to naprawdę dobra jadłodajnia w pobliżu. W widoku ulicy znalazłem ją przy Calle de Sta Leonor. Nazwa w witrynie jakaś nieszczególnie wyraźna - odczytałem tylko "Bar Restaurant". Obsługa za pierwszym razem przyniosła nam wodę mineralną zamiast herbaty, bo herbaty nikt nie zamawia, ale im wytłumaczyliśmy, co to herbata. Dostaliśmy ją w szklankach porysowanych od zmywarki i to bardzo...
Madryckie metro. Dość ok. W środku można usłyszeć ciekawe komunikaty, m.in., że następna stacja jest za niejaką curva.
Wybraliśmy się kiedyś do dzielnicy artystycznej, z którą niby miał związany być niejaki Manu Chao. Nazwa dzielnicy wyleciała mi z pamięci, ale sama dzielnica pokryta graffiti oraz dużą ilością śmieci nie bardzo przypadła mi do gustu.
Drzwiczki od jakiejś niezłej hacjendy.
Hotel Emperador.
Kino Capitol z widocznymi plakatami granych wówczas filmów.
Następna duża porcja zdjęć pochodzi z dni wolnych, kiedy mogliśmy wyruszyć w tzw. miasto.
Tutaj znajoma firma.
Barclays.
Używając Google Maps w widoku ulicy ustaliłem, że to Paseo de la Castellana.
Spacer deptakiem w stronę Muzeum Prado.
Juan Valera (1824-1905).
Primavera, czyli wiosna.
Woda nie zamarza, bo jest ciepło - z 15 stopni, a mamy luty.
Na Plaza de Cibeles.
Budynki w centrum Madrytu są imponującej wielkości.
Mała architektura.
Zanim dotarliśmy do Prado, zaliczyliśmy Museo Naval. W środku niestety plecaki były prześwietlane jak na lotnisku i zdjęć robić nie wolno.
Krów i byków ci u nas dostatek.
Zbliżenie na cokół pomnika bohaterów ojczyzny, który prezentowałem nieco powyżej (ujęcie nocne).
Są i krowy w wersji nieco perwersyjnej.
A to już słynne Prado. Wystawiali tam Francisa Bacona i kolejka na tę ekspozycję była ogromna. Na szczęście do "zwykłych" zbiorów dostaliśmy się w miarę szybko. W środku najpierw uderza ogrom dzieł, które do tej pory znało się tylko z książek poświęconych sztuce. Najpierw każdy obraz ogląda się bardzo wnikliwie, a potem, gdy czasu zaczyna brakować, a jeszcze tyyyyyle zostało do obejrzenia, coraz mniej czasu zostaje na każde arcydzieło. Specjalnym miłośnikiem malarstwa i rzeźby nie jestem, jednak tutaj trzeba po prostu przyjść. Bez dwóch zdań.
Obok czy też za Prado znajduje się przepiękny kościół San Jerónimo el Real.
The 1956 Nixa-Westminster Stereo Recordings vol.1 (FLAC)
-
Composer: Benjamin Britten, Edward William Elgar, William Turner Walton
Orchestra: London Philharmonic Orchestra Conductor: Sir Adrian Boult Number
of Di...
1 godzinę temu
No tak, jedni służbowo rozbijają się po Madrycie, inni np. po... Chełmży
OdpowiedzUsuńA jeszcze inni lecą sobie oglądać dręczenie byków w Pampelunie :)
OdpowiedzUsuń