Od razu przechodzimy do drugiej propozycji od Pinty - tym razem w wersji mango.
Etykieta jest pod względem designu identyczna, więc podoba mi się tak samo, dodatkowym plusem jest butelka nieco jaśniejsza, więc widać, jak się potrząśnie, że w środku rzeczywiście są przeciery z owoców, dlatego warto potrząsnąć przed otwarciem, żeby na dole nie zostało samo gęste.
Styl graficzny trochę jak w niektórych oranżadach z czasów PRL, bardzo sympatyczny. Kapselek za to we wszystkich Pintach jest chyba taki sam.
Spoglądamy na drugą stronę butelki i skład. Cukrów już mamy aż 6,7 g.
Piwo bezalkoholowe, alk. <0,5% obj., pasteryzowane, niefiltrowane. Składniki: woda, słód jęczmienny: pilzneński, słód pszeniczny jasny; chmiele: Lubelski (PL), Spalt Select (DE); drożdże SafAle™ LA-01.
Do składu mam jednak zasadniczą uwagę, o ile w wersji Red nie były wymienione procentowe zawartości soków, to tutaj jest jeszcze krok dalej i nie widać w ogóle w składzie przecierów z mango i marakui. Jakieś małe niedopatrzenie, co nie?
Kolor jak Fanta, nagazowane średni. Piana minimalna, jak widać na zdjęciu, ale zostawia lacing. Zapach średnio mocny, w smaku w zasadzie jest to mocne mango, dość kwaśne, ale jednak zdecydowanie mniej niż w propozycji Deer Beer. Czuć gdzieś daleko akcenty piwne, więc pod tym względem jest OK, niemniej jednak w moim egzemplarzu w smaku poza mango dominował mocny metaliczny posmak, za co obniżyłem ocenę o 1 punkt. Sprawdzę jeszcze kiedyś, czy to była wada tego egzemplarza, czy coś stałego.
Ocena ogólna: 5,5/10
Cena: 5,99 zł/POLOMarket
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spam i umieszczanie linków zabronione. Takie komentarze nie będą akceptowane.